Wczoraj i dziś trwały
próby uczestników drugiego półfinału ESC 2012. Tym samym na scenie zameldowali
się już wszyscy półfinaliści. Zameldowali się i raczej nie zaskoczyli.
Wtorkowe próby otwarł
reprezentant Serbii, Željko Joksimović. Otwarł dość leniwie, ani galaktyczne
wizualizacje, ani niezbyt forsujący swój głos wokalista, raczej nie rozbudzili
obserwatorów. Jednak po reprezentantach aspirujących do Grand Prix oczekiwać
można więcej. Dobre wrażenie pozostawiła po sobie, druga na scenie, Kaliopi.
Jeśli wierzyć relacjom obecnych w Baku, Macedonia ma szanse być silnym graczem
w tym roku. Pozytywne oceny zbiera Holandia, indiański pióropusz i dużo ognia –
to wyznaczniki tego występu. Malta, zdaniem obserwatorów, ma problemy z fonią, Białoruś,
jak zwykle zadziwia ekscentryczną formą, Portugalia ma być pozytywnym
zaskoczeniem, w występie ukraińskim nic do siebie nie pasuje a Bułgaria stawia
na minimalizm (i to chyba nie najlepszy wybór).
Środa w Baku także nie
rozpoczęła się od mocnego uderzenia. Jako pierwsza na scenie pojawiła się ekipa
ze Słowenii. Eva Boto i piątka chórzystek zaprezentowały się poprawnie, pytanie
tylko, czy to wszystko, na co je stać. Dalej była Nina Badrić z Chorwacji i
dość wątpliwy pokaz, chyba nieco słabszy od tego zaprezentowanego przez
młodziutką poprzedniczkę. Po dwóch bałkańskich próbach przyszedł czas na tą,
której brak zwycięstwa będzie mógł być uznany za sporą niespodziankę. W
występie Loreen nic się nie zmieniło. Na scenie stoi podest, na podeście
wokalistka śpiewa i gimnastykuje się, by w finale mógł do niej dołączyć
tancerz, z tyłu pojawiły się trzy chórzystki, ale ma je być widać możliwie jak
najmniej. Czy bezdyskusyjna liderka wszystkich notowań potrzebuje czegoś
więcej? Gruzja sprowadza nas na drugi biegun notowań. Anri ze śpiewaniem
problemów większych nie ma, natomiast koncepcja występu ma zrobić na widzu
wrażenie, byle nie przytłaczające. Po Gruzinach czas na Turcję i
marynistyczno-miłosną historię z nieokiełznanym wokalistą w samym centrum
wydarzeń – trudno się oprzeć wrażeniu, że Can i spółka mają jeszcze coś w
zanadrzu. Estonia to oaza spokoju, ładny, wysmakowany pokaz, skupiony przede
wszystkim na głosie Otta Leplanda wielu stawia już w gronie 26 występów
finałowych. Czy zbyt wcześnie? Później na scenie zrobiło się głośno za sprawą
Słowaków. Obserwatorzy twierdzą, że próba jak najbardziej rockowa: głośna bez
zbędnej dbałości o czystość dźwięku. Następna na scenie ekipa norweskiego
„Księcia Persji” zrobiła dobre wrażenie, podobnie zresztą jak ekipy z Bośni i
Hercegowiny oraz Litwy.
Kwestie organizacyjne,
choć poprawione, wciąż mają więcej krytyków niż entuzjastów.
Dziś 25. urodziny obchodzi
reprezentant Turcji, Can Bonomo. Sto lat!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz