Za nami już drugi półfinał
tegorocznej Eurowizji. Eurowizji dość nudnej, schematycznej i przewidywalnej.
Konkurs goszczący w Kraju Ognia nie rozpala jednak najgorętszych emocji... W
kwestii prowadzenia, oprawy graficznej, pocztówek i pracy kamer nic się nie
zmieniło, więc nie warto specjalnie dużo uwagi poświęcać tym elementom show.
O mocne otwarcie stawki
zadbała dwójka doświadczonych wykonawców z Bałkanów. Występy serbski i
macedoński były na tyle dobre, że następujący później holenderski wypadł bardzo
blado (mimo ognistego doświetlenia). Efekt? Željko Joksimović w swoim ostatnim (w roli wykonawcy)
eurowizyjnym występie zaśpiewa w finale, a Kaliopi wprowadza Mecedonię do
finałowego koncertu po 4. latach przerwy.
W czasie pokazu
maltańskiego przekonaliśmy się o dodatkowej właściwości scenicznej
pirotechniki. Otóż przy nadużyciu tych efektów scenę zasnuły kłęby dymu, który
znacząco ograniczył widoczność w hali a widzom pozwolił jedynie oglądać biały
obłok w Crystal Hall. Białorusini po raz kolejny postawili na efektowne
wygibasy na scenie i kosmiczny sprzęt, przy których utwór był jedynie
pretekstem do popisów.
Bardzo pusto było za to na
scenie podczas bułgarskiego pokazu. Samotna Sofi Marinova robiła co mogła, by
tę pustkę jakoś wypełnić – nie dała rady. Faworyzowana Szwecja nie zachwyciła –
inna praca kamer zniekształciła pokaz a Loreen brzmiała wyjątkowo niewyraźnie.
Nie tego oczekujemy od niemal już ukoronowanej faworytki. Zaskakująco słabo
zabrzmiał również inny przedstawiciel Skandynawii – Tooji z Norwegii. Jego
występowi brakowało energii w głosie (bo w ruchu, jak zwykle, było jej aż
nadto). Z kolei występ Otta Leplanda z Estonii można nazwać wręcz brawurowym –
kilka razy pozwolił sobie na wokalne popisy, czyżby poniosły go emocje?
Wyniki, podobnie jak we
wtorek nie przyniosły wielu niespodzianek. Pewnym zaskoczeniem jest awans Malty
i Litwy. Wśród przegranych wymienia się Słowenię, Chorwację i Portugalię. Po
raz ósmy poza finałem została Holandia, od czasu wprowadzenia półfinałów awans
uzyskali tylko raz (w 2004; ), po raz pierwszy nie udało się awansować Gruzji
(po raz pierwszy reprezentowanej przez mężczyznę), z kolei Ukrainie i Bośni i
Hercegowinie udało się utrzymać 100-procentową skuteczność.
I na koniec o głośno
anonsowanym IntervalAct tego półfinału. Pięciu ostatnich zwycięzców ESC, jedna
scena, pięć piosenek i... zaczęło się od Dimy Bilana, który przypomniał
fragment swojego zwycięskiego utworu, Believe. Później Marija Serifović
wykonała fragment Molitvy, Alexander Rybak Fairytale i Lena Satelite. Do tego
momentu wszystko szło w miarę gładko. I wtedy na scenie pojawili się azerscy
zwycięzcy. Zabrali się za Waterloo ABBY i polegli na całej linii, wypadli
fatalnie. Na nic zdała się odsiecz pozostałych laureatów. Kiepskie wrażenie
pozostało.
Znamy dziesiątkę
awansujących do finału. Przypomnijmy sobie, jak wypadli ci, którym ta sztuka
się nie udała:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz