Po wyjątkowo słabej w
wykonaniu państw bałkańskich Eurowizji przyszłoroczna będzie tą, w której
region w dużej części nie będzie reprezentowany. Do Chorwacji, która decyzję o
wycofaniu podjęła już wcześniej, dołączyła Serbia. Kilka miesięcy temu dyrektor
RTS mówił, że start w ESC to serbski obowiązek – dziś nie ma ani dyrektora ani
Serbii w konkursie. Podobnie jak w pozostałych przypadkach, decydującym
czynnikiem są kwestie finansowe. Tym samym ostatnim, jak dotąd, eurowizyjnym
osiągnięciem reprezentantów Serbii jest nagroda im. Barbary Dex dla grupy Moje 3. Serbia, wówczas jeszcze z Czarnogórą, zadebiutowała w ESC w 2004 roku. Miano
pierwszego reprezentanta kraju zdobył Željko Joksimović. Pojechał do Stambułu
i, z balladą Lane Moje, dał się wyprzedzić tylko Ruslanie. Rok później duet No
Name z Zauvijek Moja utrzymał pozycję w top10. A potem zaczęły się wielkie zmiany polityczne,
które znalazły oddźwięk i w serbsko-czarnogórskim finale narodowym. Program
zakończył się drugim zwycięstwem No Name i gwałtownym sprzeciwem strony
czarnogórskiej. Podczas finałowego głosowania doszło do skandalu, który zaowocował
sytuacją nietypową. Serbia i Czarnogóra w Atenach reprezentanta nie miała,
zachowała jednak prawo do głosowania i współdecydowania o rozstrzygnięciach ESC
(w półfinale np. przesądzając o awansie Macedonii kosztem Polski). Ostatecznie
federacja Serbii i Czarnogóry rozpadła się na dwa niezależne państwa, które już
w ESC 2007 wystartowały oddzielnie. Stevan Faddy w barwach Czarnogóry utknął w
półfinale, Marija Šerifović jako reprezentantka Serbii w samodzielnym debiucie
sięgnęła po Grand Prix. Molitva została wysłuchana. W Belgradzie barw
gospodarzy broniła Jelena Tomašević z balladą Oro autorstwa Joksimović’a i
utrzymała pozycję w najlepszej dzisiątce. I znów, za trzecim razem przyszedł
wstrząs. W Moskwie Marko Kon z radosną i mądrą piosenką Cipela zajął wprawdzie
premiowane awansem 10 miejsce, ale wprowadzona wówczas zasada „dzikiej karty”
od jurorów zadecydowała, że w finale znalazł się Igor Cukrov z Chorwacji.
Kolejni reprezentanci startowali już ze zmiennym szczęściem. W Oslo Milanowi
Stanković’owi do top10 zabrakło niewiele (i niewiele pomogła magia nazwiska
Bregović – autora konkursowego Ovo je Balkan), w zamian do Serbii pojechała
pierwsza nagroda im. B.Dex. Nadzieję Serbom przywrócił w Baku Željko Joksimović,
kiedy z utworem Nije Ljubav Stvar uplasował się na 3 miejscu. A potem? Potem
poszło z górki – katastrofa w Malmö i wycofanie przed Kopenhagą. Serbia, jako
kraj z krótką, acz wyjątkowo burzliwą eurowizyjną historią, z pewnością jeszcze
dopisze ciąg dalszy.
Zgasło światło nad Morzem Czarnym
Drugi kraj, o którego
wycofaniu z ESC usłyszeliśmy w piątkowy wieczór, to Bułgaria. Oficjalny powód
takiej decyzji, czyli fatalna kondycja ekonomiczna nadawcy, nie jest dla nikogo
zaskoczeniem. Na dziesiątego reprezentanta kraju przyjdzie nam jeszcze
poczekać. Bułgarzy na Eurowizji zadebiutowali w 2005 roku w Kijowie. Pomimo
klasowego występu do awansu do finałowej stawki zabrakło głosów. Rok później
statystyk nie poprawił Mariana Popova – europejska publiczność pozwoliła jej płakać z powodu niewykorzystanej szansy. Helsinki będą się Bułgarom kojarzyć
bardzo dobrze. Elitsa Todorova, Stoyan Yankulov i energiczna kompozycja Voda
zdołali nie tylko awansować do finału, ale i zająć w nim wysoki piąte miejsce.
To największy i, jak dotąd, jedyny bułgarski sukces w ESC. Potem było klubowo
(Deep Zone & Balthazar), operowo (Krassimir Avramov), anielsko (Miro),
pop-rockowo (Poli Genova), znowu klubowo (Sofi Marinova) i gwiazdorsko
(ponownie Elitsa i Stoyan). Żadna z kolejnych prób nie przebiła się do finału,
najbliżej było w Baku, gdzie zdecydował remis ze wskazaniem na Norwegię. Co
dalej, Bułgario?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz