W kontekście tegorocznej
Eurowizji nie można nie wspomnieć o powrocie Polski do rywalizacji. W 20 lat po
zadziwiającym występie Edyty Górniak w Dublinie, do Kopenhagi pojechał pierwszy
w historii polskich startów duet, Donatan i Cleo, oraz pierwsze w historii
startów Polski w Eurowizji joke entry. Co prawda wynik z 1994 roku pozostaje
naszym najlepszym w konkursie, ale trzeba przyznać, że Słowiańska ekipa 2014
wraca z Danii z tarczą. 62 punkty i 14 miejsce odzwierciedla potencjał propozycji
My Słowianie – We Are Slavic, a na Eurowizji tylko Anna Maria Jopek (ESC 1997),
Ich Troje (ESC 2003) i wspomniana Edyta Górniak (ESC 1994) poradzili sobie
lepiej. Warto jednak postawić sobie pytanie, jak zaprezentowaliśmy się w tym
roku Europie?
Reprezentanci
Choć wybór Cleo i Donatana
miał charakter wewnętrzny, to oczywistym jest, że decydującym czynnikiem takiej
decyzji był głos ludu. Listy, telefony, dyskusje w Internecie świadczyły o
silnym oddolnym lobbingu na rzecz popularnego producenta i początkującej
wokalistki. Popularność duetu, świetne statystyki utworu w sieci i dyskusje o
warstwie wizualnej teledysku, złożyły się na spory szum medialny, jaki wywołał
pomysł wysłania słowiańskiej duszy z głębokim dekoltem na konkurs. Nawet bez
dodatkowej promocji (ostatecznie nasi reprezentanci nie wyjechali z kraju, poza
planowanymi wcześniej koncertami, więcej niż raz) o Polakach w Europie było
głośno. Czy był to wybór dobry? Pewnie tak, TVP wybrała wykonawców popularnych
w kraju, mających spore poparcie (ale też pokaźną grupę przeciwników, co
zapewniało odpowiednią temperaturę dyskusji), nie odcięto się na głos
publiczności. To niewątpliwie pozytywne aspekty decyzji, jakie zapadły na
Woronicza. Ale czy był to wybór najlepszy z możliwych? Myślę, że każdy ma własną
odpowiedź na to pytanie.
Nowa ekipa
Dwuletnia przerwa w
startach była też dobrym momentem na przewietrzenie, skostniałej już nieco,
polskiej delegacji na ESC. I tak, nowym szefem został dziennikarz TVP Rozrywka,
Mikołaj Dobrowolski, a odpowiedzialność za kontakty reprezentantów z mediami
przejął polski komentator konkursu, Artur Orzech. Obaj przygotowali też
specjalny program emitowany w tygodniu ESC na antenach TVP, Gwiazdy Eurowizji. O
pracy Dobrowolskiego nie można powiedzieć zbyt wiele, przez cały pobyt Polaków
w Kopenhadze nie zobaczyliśmy go publicznie ani razu – może bycie niewidzialnym
to specjalnie obrana taktyka? Nieco więcej wiadomo o efektach działań Artura
Orzecha. Miał on chyba na głowie nieco zbyt dużo obowiązków, bo nie udało się
wszystkiego dopilnować. Wystarczy wspomnieć wyciąganie z tłumu dziennikarzy
jednego z rodaków, by ten pełnił rolę tłumacza (nikt o tym wcześniej nie
pomyślał?) czy masę merytorycznych błędów, zarówno w programie Gwiazdy
Eurowizji jak i w trakcie transmisji koncertów. Nie zmienia to faktu, że Artur
Orzech to wciąż prawdopodobnie najlepiej zorientowany w tematyce konkursu
pracownik polskich mediów publicznych, ale nad łączeniem dwóch odpowiedzialnych
funkcji trzeba jeszcze popracować (albo jednak je rozdzielić).
Nasi w Kopenhadze
O tym, że w polskiej
ekipie na tegoroczna Eurowizję nie wszystko funkcjonowało jak trzeba, wiadomo.
Warto się przyjrzeć temu, jak zaprezentowali się nasi reprezentanci poza sceną
w Kopenhadze. O ile Cleo na każdym kroku była uśmiechnięta i czarująca, o tyle
Donatan był raczej specjalistą od psucia dobrej atmosfery. To on wdawał się w
pyskówki z dziennikarzami (i to pomimo nieznajomości angielskiego), w mało
kulturalny sposób krytykował konkurentów (ze szczególnym uwzględnieniem jednej
konkurentki), w końcu w każdej wypowiedzi podkreślał, w jak głębokim
uszanowaniu ma konkurs, w którym bierze udział. Chyba nie tak wyobrażaliśmy
sobie polskiego ambasadora przy ESC.
Strategia programowa
Błędy w programach
zapraszających, pomyłki w komentarzu koncertów to jedna strona obecności
Eurowizji na antenach TVP. Druga prezentuje się o wiele bardziej okazale. Dawno
już konkursowi nie poświęcono tyle czasu antenowego. Transmisje wszystkich
trzech części rywalizacji i dodatkowy program, do tego jeszcze specjalne
wydania programów rozrywkowych TVP, to sytuacja bez precedensu. Co więcej,
wyniki oglądalności wskazują, że nie był to zmarnowany fragment najlepszego
pasma. Choć pierwszy półfinał nie był jeszcze hitem (średnio 1,46 mln widzów
łącznie w TVP1 i TVP Polonia dało jakieś 11% udziału w rynku). Zdecydowanie
lepiej było w czasie czwartkowego półfinału (3,5 mln widzów, 26% udziałów rynku
i pozycja niekwestionowanego lidera w tym paśmie). Sobotni wieczór w polskiej
telewizji należał już całkowicie do TVP. Finał 59. Konkursu Piosenki Eurowizji
na antenie telewizyjnej jedynki obejrzało 4,6 mln widzów, a to przełożyło się
na niemal 39-procentowy udział w rynku. Żadna inna stacja nie osiągnęła nawet
10% (a trzeba pamiętać, że TVP2, Polsat i TVN emitowały wtedy swoje flagowe
formaty rozrywkowe: The Voice of Poland, Must Be the Music. Tylko Muzyka i
X-Factor) – Eurowizja była absolutnym hitem soboty.
Spora obecność tematu
Eurowizji w polskich mediach, dobry wynik i świetne wyniki oglądalności – to
chyba wystarczająco mocne argumenty za pozostaniem w grze. Pytanie, czy
jesteśmy gotowi na ten powrót i wspólną zabawę. Bez zadęcia i obrażania się na
taki czy inny werdykt? W końcu Eurowizja składa się z takich chwil.
Epilog - Slavica
Donatanowi wyraźnie trudno
pożegnać się ze swoim najpopularniejszym utworem. Wczoraj swoją premierę miał
teledysk Slavica. Slavica to po prostu bardziej hiphopowa wariacja na temat
piosenki My Slowianie – We Are Slavic. Tym razem niemal w całości po angielsku i mniej na ludowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz