czwartek, 15 maja 2014

I po co nam to było?

W kontekście tegorocznej Eurowizji nie można nie wspomnieć o powrocie Polski do rywalizacji. W 20 lat po zadziwiającym występie Edyty Górniak w Dublinie, do Kopenhagi pojechał pierwszy w historii polskich startów duet, Donatan i Cleo, oraz pierwsze w historii startów Polski w Eurowizji joke entry. Co prawda wynik z 1994 roku pozostaje naszym najlepszym w konkursie, ale trzeba przyznać, że Słowiańska ekipa 2014 wraca z Danii z tarczą. 62 punkty i 14 miejsce odzwierciedla potencjał propozycji My Słowianie – We Are Slavic, a na Eurowizji tylko Anna Maria Jopek (ESC 1997), Ich Troje (ESC 2003) i wspomniana Edyta Górniak (ESC 1994) poradzili sobie lepiej. Warto jednak postawić sobie pytanie, jak zaprezentowaliśmy się w tym roku Europie?
Reprezentanci
Choć wybór Cleo i Donatana miał charakter wewnętrzny, to oczywistym jest, że decydującym czynnikiem takiej decyzji był głos ludu. Listy, telefony, dyskusje w Internecie świadczyły o silnym oddolnym lobbingu na rzecz popularnego producenta i początkującej wokalistki. Popularność duetu, świetne statystyki utworu w sieci i dyskusje o warstwie wizualnej teledysku, złożyły się na spory szum medialny, jaki wywołał pomysł wysłania słowiańskiej duszy z głębokim dekoltem na konkurs. Nawet bez dodatkowej promocji (ostatecznie nasi reprezentanci nie wyjechali z kraju, poza planowanymi wcześniej koncertami, więcej niż raz) o Polakach w Europie było głośno. Czy był to wybór dobry? Pewnie tak, TVP wybrała wykonawców popularnych w kraju, mających spore poparcie (ale też pokaźną grupę przeciwników, co zapewniało odpowiednią temperaturę dyskusji), nie odcięto się na głos publiczności. To niewątpliwie pozytywne aspekty decyzji, jakie zapadły na Woronicza. Ale czy był to wybór najlepszy z możliwych? Myślę, że każdy ma własną odpowiedź na to pytanie. 
Nowa ekipa
Dwuletnia przerwa w startach była też dobrym momentem na przewietrzenie, skostniałej już nieco, polskiej delegacji na ESC. I tak, nowym szefem został dziennikarz TVP Rozrywka, Mikołaj Dobrowolski, a odpowiedzialność za kontakty reprezentantów z mediami przejął polski komentator konkursu, Artur Orzech. Obaj przygotowali też specjalny program emitowany w tygodniu ESC na antenach TVP, Gwiazdy Eurowizji. O pracy Dobrowolskiego nie można powiedzieć zbyt wiele, przez cały pobyt Polaków w Kopenhadze nie zobaczyliśmy go publicznie ani razu – może bycie niewidzialnym to specjalnie obrana taktyka? Nieco więcej wiadomo o efektach działań Artura Orzecha. Miał on chyba na głowie nieco zbyt dużo obowiązków, bo nie udało się wszystkiego dopilnować. Wystarczy wspomnieć wyciąganie z tłumu dziennikarzy jednego z rodaków, by ten pełnił rolę tłumacza (nikt o tym wcześniej nie pomyślał?) czy masę merytorycznych błędów, zarówno w programie Gwiazdy Eurowizji jak i w trakcie transmisji koncertów. Nie zmienia to faktu, że Artur Orzech to wciąż prawdopodobnie najlepiej zorientowany w tematyce konkursu pracownik polskich mediów publicznych, ale nad łączeniem dwóch odpowiedzialnych funkcji trzeba jeszcze popracować (albo jednak je rozdzielić).
Nasi w Kopenhadze
O tym, że w polskiej ekipie na tegoroczna Eurowizję nie wszystko funkcjonowało jak trzeba, wiadomo. Warto się przyjrzeć temu, jak zaprezentowali się nasi reprezentanci poza sceną w Kopenhadze. O ile Cleo na każdym kroku była uśmiechnięta i czarująca, o tyle Donatan był raczej specjalistą od psucia dobrej atmosfery. To on wdawał się w pyskówki z dziennikarzami (i to pomimo nieznajomości angielskiego), w mało kulturalny sposób krytykował konkurentów (ze szczególnym uwzględnieniem jednej konkurentki), w końcu w każdej wypowiedzi podkreślał, w jak głębokim uszanowaniu ma konkurs, w którym bierze udział. Chyba nie tak wyobrażaliśmy sobie polskiego ambasadora przy ESC.
Strategia programowa
Błędy w programach zapraszających, pomyłki w komentarzu koncertów to jedna strona obecności Eurowizji na antenach TVP. Druga prezentuje się o wiele bardziej okazale. Dawno już konkursowi nie poświęcono tyle czasu antenowego. Transmisje wszystkich trzech części rywalizacji i dodatkowy program, do tego jeszcze specjalne wydania programów rozrywkowych TVP, to sytuacja bez precedensu. Co więcej, wyniki oglądalności wskazują, że nie był to zmarnowany fragment najlepszego pasma. Choć pierwszy półfinał nie był jeszcze hitem (średnio 1,46 mln widzów łącznie w TVP1 i TVP Polonia dało jakieś 11% udziału w rynku). Zdecydowanie lepiej było w czasie czwartkowego półfinału (3,5 mln widzów, 26% udziałów rynku i pozycja niekwestionowanego lidera w tym paśmie). Sobotni wieczór w polskiej telewizji należał już całkowicie do TVP. Finał 59. Konkursu Piosenki Eurowizji na antenie telewizyjnej jedynki obejrzało 4,6 mln widzów, a to przełożyło się na niemal 39-procentowy udział w rynku. Żadna inna stacja nie osiągnęła nawet 10% (a trzeba pamiętać, że TVP2, Polsat i TVN emitowały wtedy swoje flagowe formaty rozrywkowe: The Voice of Poland, Must Be the Music. Tylko Muzyka i X-Factor) – Eurowizja była absolutnym hitem soboty.
Spora obecność tematu Eurowizji w polskich mediach, dobry wynik i świetne wyniki oglądalności – to chyba wystarczająco mocne argumenty za pozostaniem w grze. Pytanie, czy jesteśmy gotowi na ten powrót i wspólną zabawę. Bez zadęcia i obrażania się na taki czy inny werdykt? W końcu Eurowizja składa się z takich chwil.
Epilog - Slavica
Donatanowi wyraźnie trudno pożegnać się ze swoim najpopularniejszym utworem. Wczoraj swoją premierę miał teledysk Slavica. Slavica to po prostu bardziej hiphopowa wariacja na temat piosenki My Slowianie – We Are Slavic. Tym razem niemal w całości po angielsku i mniej na ludowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...