Pierwsza część rywalizacji
w 59. Konkursie Piosenki Eurowizji za nami. W pierwszym półfinale udział wzięli
reprezentanci 16 krajów. Ale od początku. A na początku usłyszeliśmy hucznie
zapowiadane wykonanie Only Teardrops – piosenki, która przed rokiem zdobyła
najwięcej punktów. Zgodnie z zapowiedziami wokół Emmelie de Forest krążyły
wirtualne okienka z nagraniami zbieranymi przez kilka tygodni w Internecie.
Zsynchronizowanie tak wielu różnych próbek wokalnych tak, by stworzyły razem mocny
chór, to nie lada wyczyn.
Potem już scenę wzięli we
władanie prowadzący koncert: Lise Rønne, Nikolaj Koppel oraz Pilou Asbæk. Cała
trójka trzymała się standardowych, świetnie znanych konwencji, co może nie było
bardzo emocjonujące i dowcipne, ale to może i lepiej. Niektórzy pewnie jeszcze
pamiętają, do czego doprowadziło poszukiwanie oryginalności w 2001 roku. Zaskakująco
przebiegły rozmowy z reprezentantami oczekującymi na wyniki w green roomie pod
koniec koncertu. Po kilku standardowych rozmowach Lise podeszła do Sanny
Nielsen wspominając obietnicę, jaką złożyły jej przyjaciółki przed finałem
Melodifestivalen. W razie zwycięstwa miały zatańczyć dla niej na scenie. Sanna
wywiązała się z zadania, dziewczęta nie. Aż do wczoraj.
Po raz kolejny w przerwie między
częścią konkursową a wynikami nie wydarzyło się nic, co warte byłoby
zapamiętania. Widowisko taneczne oparte o treść baśni Hansa Christiana
Andersena, Brzydkie Kaczątko, pokazało niemal pełne możliwości zbudowanej w
B&W Hallerne scenografii i całkiem ładny obrazek, wyemitowany później film prezentujący Kopenhagę był dość przewidywalną, choć świetnie przygotowaną
produkcją.
W końcu najważniejsze –
rozstrzygnięcia. Choć w mało licznym i niezbyt mocno obsadzonym półfinale
trudno mówić o sensacjach, mamy kilka niespodzianek. Otóż, w sobotę pojawią się
ponownie:
Czarnogóra (1p - wystąpi w pierwszej części finału)
Węgry (2p)
Rosja (2p)
Armenia (1p)
Azerbejdżan (1p)
San Marino (2p)
Ukraina (1p)
Szwecja (1p)
Holandia (2p)
Islandia (1p)
W oczy rzuca się awans
dwóch małych europejskich krajów. Zarówno Czarnogóra jak i San Marino piszą w
Kopenhadze swoją historię – dla obu ekip to pierwszy wywalczony awans do finału
w, krótkiej, historii startów. San Marino zaskoczyło podwójnie, po raz pierwszy
w trakcie występu, kiedy pod koniec w kadrze pojawił się sam mistrz, Ralph
Siegel, twórca trzech ostatnich utworów konkursowych dla Valentiny Monetty,
obchodzący w tym roku 40-lecie swojej przygody z Eurowizją. Kto jeszcze znalazł
się w finale? Ponownie kandydacie ze stalego katalogu, a więc: Rosja,
Azerbejdżan, Ukraina, dwa kraje skandynawskie: Szwecja i Islandia, zbierająca
coraz wyższe noty Holandia i, w uzupełnieniu stawki, Węgry. Nie obyło się bez
mniej przyjemnych incydentów. Kiedy prowadzący ogłosili, że miejsce w finale
zdobyła Rosja, na hali rozległo się donośne buczenie i gwizdy, z kolei w
momencie ogłaszania ukraińskiego awansu gorące brawa, trudno nie powiązać
takich reakcji z sytuacją na wschodzie Europy. Pytana o to na konferencji
prasowej Mariya Yaremchuk, podkreślała, że dla niej Eurowizja służy jednoczeniu
ludzi poprzez muzykę i dlatego jest ważniejsza od polityki.
Spójrzmy jeszcze na
występy tych, którym wczoraj się nie powiodło:
Smutne rocznice dla
Estonii, Albanii i Portugalii, dla tej ostatniej także powrót do rywalizacji po
rocznej przerwie.
Do zobaczenia w czwartek,
w czasie drugiego półfinału!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz