piątek, 17 maja 2013

Szwedzkie pop głosy

I po półfinałach. Cały zapas confetti przewidziany na czwartkowy koncert został zrzucony na scenę i publiczność, wszystkie fajerwerki wystrzeliły, wszystkie kłęby dymu rozwiały się w powietrzu, a wraz z nimi nadzieje niektórych na powtórzenie swojego występu w sobotę. Dym, fajerwerki i confetti jutro znów zostanie zamontowane w hali, by ponownie poprawiać pokazy występujących, odesłani wczoraj i we wtorek do domu wykonawcy swoją tegoroczną szansę stracili bezpowrotnie. Kogoś będzie żal?
Tak jak pierwszy półfinał tegorocznej Eurowizji zbierał niemal wyłącznie pochlebne komentarze i oceny, tak ten drugi wypadł co najmniej blado. Niby elementy składowe te same, ale mniej efektowne, mniej dopracowane, gorzej pokazane i niezbyt interesujące.
Zaczęło się od hucznie zapowiadanego występu tańczącej orkiestry. I choć temat był ciekawy, pomysł całkiem dobry a przedstawienie przejścia od symfonii do komputera pomysłowe, to jednak pokaz nie zachęcał do pozostania przed ekranami tak, jak powinien. Potem scenę w panowanie wzięła gospodyni wieczoru, Petra Mede w czarno-złotej kreacji  żywcem wyjętej z prospektu domu pogrzebowego (mistrz Gaultier albo styliści Petry się nie popisali). Co gorsza, potem wcale nie było lepiej... za to ewidentnym atutem była część historyczna koncertu, czyli pocztówka z lat 80. 90. i początku XXI wieku na ESC.
O uczestnikach tego półfinału mówiło się dużo i dobrze przed jego rozegraniem. I cóż z tego, gdy w kluczowym momencie mało kto nie zawiódł? Skazywana na pożarcie Łotwa dała jeden z najradośniejszych występów (nie mylić z najlepszych) w tej edycji ESC, z kolei lansowana na ostatnią nadzieję Bałkanów ekipa macedońska zabłysnęła tylko zgubionymi okularami Vlatka i ogólnym chaosem na scenie. Powracający duet bułgarski na scenie rozsypał się kompletnie i trudno znaleźć wytłumaczenie dla tak fatalnego występu. Faworyzowana Norwegia straszyła wszystkim, od przerażających dźwięków na początku, nienajlepsze brzmienie w środku i paralityczny ruch sceniczny przez pełne trzy minuty. Nawet w opiewanym występie gruzińskim elementy choreograficzne wyglądają na dopychane kolanem. 
Kogo wiec wybrali jurorzy i widzowie show? Najpierw tych, których powinni i wybierają zawsze: Azerbejdżan, Gruzja i Grecja. Potem tych, którzy typowani byli do awansu, ale nie zawsze im się udawało: Finlandia, Islandia, Norwegia i Gruzja. W końcu tych, których pozycja w notowaniach była średnia lub słaba, ale i tak zazwyczaj wystarcza im poparcia do awansu, czyli Armenia i Rumunia. Stawkę uzupełniają Węgry, które swoją innością zjednały sobie publiczność. Kogo brakuje? Po raz kolejny w sobotnim koncercie nie zobaczymy reprezentanta Izraela, choć wczorajszy występ oceniany jest dobrze. Nie udało się znów awansować San Marino, choć przyjęcie tegorocznej piosenki było gorące. Zwolennicy powrotu małych europejskich krajów na Eurowizję nie dostali nawet pół argumentu...
Po 17. prezentacjach konkursowych wystąpiły młode nadzieje szwedzkiego popu. I choć nie od wczoraj wiemy, że Agnes i Darin śpiewać potrafią, to jednak ich wczorajszy występ był raczej klasyczną przerwą w koncercie niż pełnowartościowym IntervalAct. Oby to wszystko był tylko chwilowy kryzys przed eksplozją w sobotę.
Przypomnijmy sobie występy wyeliminowanych wczoraj reprezentacji:
Wczoraj wyeliminowana reprezentantka Izraela, Moran Mazor, kończy dziś 22 lata. Wszystkiego najlepszego!
Kolejność startową finału 58. Konkursu Piosenki Eurowizji znajdziecie na karcie ESC 2013.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...