poniedziałek, 17 czerwca 2013

Bardzo smutna piosenka retro

Wszystkie wydarzenia jubileuszowego, 50. Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu za nami. 3 dni Festiwalu, 3 koncerty konkursowe, Kabareton i Gala 50-lecia, oto program trzech wieczorów. Miało być godnie, miało być energetycznie, miało być tak, jak na to zasłużyło wydarzenie, które przez wiele lat kształtowało rodzimy rynek muzyczny. Udało się? Każdy, kto widział choć fragmenty relacji z opolskiego amfiteatru ma pewnie swoją opinię na ten temat. Moim zdaniem TVP nie powinna zapisać KFPP po stronie sukcesów (choć pewnie to zrobi).
Kłopoty zaczęły się jeszcze przed startem Festiwalu. Szereg kontrowersji towarzyszył samej listy uczestników koncertów. Z Premier wycofała się Patrycja Markowska, z koncertu galowego zrezygnowała Edyta Górniak, zespoły Brathanki i Łzy wystosowały oświadczenia wyrażające niezadowolenie z zaproszeń dla Haliny Mlynkovej i Ani Wyszkoni, które na scenie prezentowały przeboje... obu wymienionych grup. O brak zaproszenia (czy raczej mocno spóźnione zaproszenie) Wojciecha Młynarskiego dopominała się jego córka, Agata. Koncerty odbyły się bez nich, niesmak pozostał.
Pierwszy dzień festiwalowego grania to Premiery i Debiuty (uporczywie poprzedzane słowem Super, zresztą jak wszystko w Opolu). I tu pytanie do oglądających ten pierwszy koncert – pamiętacie którąś z konkursowych piosenek? Większość pewnie pamięta fatalne wykonanie utworu Człowieczy los Joanny Moro, odtwórczyni głównej roli w serialu Anna German. Taka sobie kondycja polskiego rynku muzycznego i utracona zdolność KFPP do lansowania przebojów znalazły tu kumulację. Zwycięstwo Golec uOrkiestry z piosenką Młody maj nie zwiastują odwrócenia tej tendencji. W tym otoczeniu na największą gwiazdę Premier wyrósł... prowadzący koncert Artur Andrus. I to jak na razie tyle... Zwycięstwo Natalii Sikory w koncercie Debiutów (a jakże, też Super) poświęconym przebojom opolskiej legendy, Maryli Rodowicz, bardzo łatwo można było przewidzieć. Choć, czy jej rozdzierające wykonanie utworu Konie zasługuje na nagrodę im. Anny Jantar? Można długo dyskutować na ten temat.
Drugi dzień w Opolu to SuperJedynki (!) i Kabareton (wyjątkowo nie Super). Tu również nie obyło się bez kreślenia w scenariuszu. W ostatniej chwili wypadła jedna z kategorii głosowania – SuperAlbum. Szkoda, bo była to najlepiej obsadzona kategoria. Ania Dąbrowska i Artur Andrus to wykonawcy zdolni nieco podkręcić jakość koncertu. A tak usłyszeliśmy osiem występów (czy choć jeden z nich był super?), w których nagrody zgarnęli: Enej za utwór Skrzydlate ręce, Ewelina Lisowska, Rafał Brzozowski i Pectus (ten ostatni zespół wyjedzie z Opola z dwiema Superjedynkami, zdobył bowiem nagrodę w kategorii SuperWystęp). W polskiej telewizji aż roi się od programów kabaretowych, więc o opolskim Kabaretonie nie ma co się szerzej rozpisywać – przegląd grup i solistów kabaretowych miał kształt dość typowy, a nawiązania do legendarnych skeczy kabaretu Tey pozostał na poziomie umownym (poza Rudim Schubertem – łącznikiem obu konwencji).
I w końcu wspomnienia, to, co Opole XXI wieku kocha najbardziej – przypominanie na różne sposoby jak to drzewiej bywało... no właśnie, bywało, bo na pewno już nie jest. Mnie najbardziej zawiodła zachowawczość realizatorów koncertu, dumnie odwołujących się do legendarnych opolskich widowisk „Nastroje, nas troje” z 1977 roku i „Zielono mi” z 1997. Jedynym elementem łączącym wszystkie trzy koncerty były ustawione na scenie stoliki i kilkoro siedzących przy nich wykonawców. O ile wtedy odważono się na przearanżowanie scenografii tak, by stworzyć klimat kameralny, nieco intymny, skrócić dystans między wykonawcami i między wykonawcami a publicznością. Artyści przysiadali się do siebie, rozmawiali, żartowali tworząc specyficzną atmosferę koncertów. Tym razem dostaliśmy ledwie drętwą podróbkę tamtych wydarzeń. Kilka rozstawionych po kątach stolików, żadnego ruchu, drętwo siedzące gwiazdy (z których i tak wiele zniknęło za kulisami tak szybko, jak to było możliwe), wszystko osadzone w standardowej futurystycznej scenografii. Być może to mało istotne elementy, ale wystarczy porównać trzy wspomniane koncerty, by zauważyć, jaka przepaść dzieli dwa pierwsze od ostatniego. Szkoda, pomysł, choć bardzo dobry, został koncertowo zmarnowany. Sam dobór wykonawców też pozostaje dyskusyjny (już nawet pomijając pretensje poruszone wcześniej). Kiepsko wypadły popisy Natalii Kukulskiej z hitami mamy, słabo zmagania Feel z repertuarem Budki Suflera (choć tu zaskakująco dużo jest pozytywnych komentarzy). Na pewno uwagę zwróciło pełne pasji wykonanie Dziwny jest ten świat Natalii Niemen, córki Czesława. Nie zawiedli sprawdzeni przez wiele lat artyści: Alicja Majewska, Zbigniew Wodecki, Stan Borys, Magda Umer czy Irena Santor. Oczekiwaniom sprostali ci obecni na scenie nieco krócej: Kombi, Mieczysław Szcześniak, Renata Przemyk czy Kayah i Ania Rusowicz (świetna w repertuarze rodziców, w swoim... może to przemilczmy). Mimo słabej organizacji i niektórych chybionych wyborów wykonawców, i tam w niedzielę zobaczyliśmy chyba najlepszy koncert tego festiwalu, kanon polskiej muzyki rozrywkowej (po raz kolejny) zrobił swoje. Aż strach pomyśleć, ile jeszcze jubileuszy będzie trzeba obejść tym samym zestawem piosenek. Stan polskiej sceny muzycznej celnie podsumowali wczoraj Maria Szabłowska i Włodzimierz Korcz w krótkiej rozmowie na opolskiej scenie:
„MS: Jak się pisze takie hity?
WK: Ja nie wiem, jak się teraz pisze, sądzę, że teraz się produkuje, a kiedyś się komponowało. To jest podstawowa różnica...”


Nagrania z 50.KFPP znajdziecie na stronie Festiwalu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...