Emma Marrone |
W 2011 roku na Eurowizję
po ponad dekadzie wrócili Włosi. Najpierw wysłali do boju jednego z uczestników
konkursu dla żółtodziobów na swoim najważniejszym festiwalu. I niemal wygrali
konkurs. Rok później zdecydowali się na silniejsze uderzenie – wystawili
solistkę ze stawki głównej rywalizacji SanRemo. I nie poprawili wyniku. Więc
sięgnęli po to, co mają najlepszego. Zwycięzca festiwalu z utworem, który w
stolicy włoskiej piosenki nie miał sobie równych. Europejska publiczność również
ciepło przyjęła ten wybór. Niestety, uczucia wobec esencji z Półwyspu
Apenińskiego nie przełożyły się na punkty w rywalizacji tak, jak możnaby się
tego spodziewać. Było lepiej niż przed rokiem, ale do wyniku sprzed dwóch lat
trochę zabrakło. Być może debiutantowi pomogła euforia wywołana końcem
wieloletniego oczekiwania na przedstawiciela Italii w europejskiej rodzinie?
Zapewne, ale skoro zdobywca Grand Prix kontynentu nie zwojował, należy znaleźć
inne wyjście. I takiego właśnie poszukują w rzymskich biurach telewizji RAI.
Już przy okazji ogłaszania stawki konkursowej tegorocznego festiwalu SanRemo
mówiło się, że przyszły reprezentant kraju w ESC wcale nie musi znajdować się w
stawce którejś z kategorii festiwalowej rywalizacji. Od wczoraj wiadomo, że
najprawdopodobniej tak właśnie będzie. Do Kopenhagi ma bowiem pojechać
przedstawiciel wybrany wewnętrznie, w oderwaniu od SanRemo. Nic dziwnego, że od
razu odżyły plotki o tym, ze główną kandydatką do wyjazdu może być zwyciężczyni
festiwalu sprzed dwóch lat, Emma Marrone. Jeszcze niedawno sama zainteresowana
twierdziła, że międzynarodowa kariera na razie jej nie interesuje, chce zdobyć
najpierw pozycję w kraju. Jednak ostatnich doniesień (a minął od nich już ponad
miesiąc) nie skomentowała, a jej otoczenie dba o to, by zamieszanie wokół niej
nie malało. Najbliższe tygodnie powinny przynieść jakieś rozstrzygnięcia, po
Włochach można się wciaż spodziewać wszystkiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz